(szlaki: zielony gminny – żółty – czerwony – niebieski)
czas przejścia: 6 godzin suma podejść: 800 m dystans: 17 km trudność: *
infrastruktura: schronisko na Hali Łabowskiej
Na początku czerwca wróciliśmy w Beskid Sądecki, by poznać Pasmo Jaworzyny Krynickiej. Klasyczna trasa, polecana we wszystkich przewodnikach, wiedzie na ten grzbiet z Piwnicznej-Zdrój. Ponieważ jednak na szlak mieliśmy ruszyć prosto z samochodu, a dojazd z Bielska, co wiedzieliśmy z wcześniejszych wypraw, zajmuje co najmniej 4 godziny, postanowiliśmy nieco zmodyfikować klasyka, czyli skrócić go tak, by nie gonić po górach. W przeddzień wyjazdu, siedząc wieczorem na naszym tarasie, wytyczyliśmy na mapie pętlę – 6 godzin marszu i 800 metrów podejścia z Łomnicy. Klasyk nie klasyczny, w sam raz na miłą wycieczkę :).
Przy drodze
w wydrążonym buku huczy słowo
Coraz dalej i dalej
wolność duszy przełamuje góry
[Jerzy Harasymowicz Droga]
Do Łomnicy dotarliśmy o dziesiątej rano. Samochód zostawiliśmy na parkingu przy końcowym przystanku pekaesu. Do zielonego szlaku gminnego, który startuje z centrum wsi, jest stamtąd około kilometra. Po drodze mija się jedno z okolicznych miejsc wypływu wód mineralnych. Do źródła trzeba zejść nad potok (jest tablica informacyjna), a warto to zrobić, bo tuż nad nim z hukiem spada z progu malowniczy wodospad. Lecznicze działania wypływających z głębi ziemi wód były znane tutejszym mieszkańcom na długo przed tym, jak zainteresowali się nimi lekarze. Pierwsze źródło kwaśnej wody, bo tak zwą ją miejscowi, odkrył w okolicy Piwnicznej w 1814 roku jeden z pasterzy. Wkrótce znalazł kolejne wypływy i już w pierwszej połowie XIX wieku zaczęli zjeżdżać w Beskid Sądecki amatorzy triumfalnie przywracanego do łask wodolecznictwa. Źródła – aż 23! – znaleziono też w Łomnicy. Na początku XX stulecia kilka z nich ujęto, wybudowano też niewielki zakład kąpielowy oraz pijalnię, a sama miejscowość dodała do swojej nazwy miano Zdrój. Dziś i zakład, i pijalnia są nieczynne, wieś robi wrażenie zaniedbanej. Brak dbałości nie obejmuje jednak szlaków, które są odnowione i tak oznakowane, że nie sposób się zgubić.
Wodospad na potoku Łomniczanka. |
Gminny zielony szlak proponuje godzinne, niezbyt męczące podejście na Groń (822 m n.p.m.). Trasa wiedzie sympatycznym duktem – bez widoków, ale przyjemnym zalesionym terenem. Panoramy pojawiają się dopiero po dojściu do żółtego szlaku i osiedla Jarzębaki. Trzeba przyznać, że krajobrazy są sielskie, a cisza i spokój kojące. Na podszczytowych polanach stoją jeszcze szałasy wykorzystywane przez pasterzy podczas wypasu owiec. Część hal, jak wszędzie w górach, zarasta i zapewne za kilka lat nie będzie po nich śladu. Podobnie jak po drewnianych szałasach, łatwo ulegających presji czasu. Po półgodzinnej wędrówce za żółtymi znakami dochodzimy do polany Bukowina i tuż za nią, na przełęczy (993 m n.p.m.), wkraczamy na Główny Szlak Beskidzki. Czerwone znaki wyprowadzają nas na Halę Pisaną (1044 m n.p.m.). Na niej czeka na nas morze krzaków borówek i pomnik upamiętniający miejsce śmierci żołnierza AK Adama Kondolewicza. Nastrój podkreśla szpaler limb. Posadził je na początku XX stulecia hrabia Stadnicki, właścicielem pobliskiej Nawojowej oraz położonej nieco dalej Szczawnicy. Z wykształcenia leśnik, hrabia w swoim rozległym majątku dbał zwłaszcza o las, wprowadzał nowe gatunki drzew, między innymi wschodniokarpacką limbę i daglezję, założył również cztery leśne rezerwaty, istniejące zresztą do dziś – Barnowiec, Łabowiec, Uhryń i Szlachtową.
Na żółtym szlaku w okolicach Gronia. Nadal wypasa się tu owce, choć kierdele nie są tak duże jak niegdyś. |
Fragment trasy z Hali Pisanej na Wierch nad Kamieniem (1084 m n.p.m.) pokonuje się bez żadnego wysiłku. Szeroki, leśny dukt, miejscami rozjeżdżony przez ciężki sprzęt, wiedzie zalesionym grzbietem, nie oferując większych atrakcji. W okolicy Wierchu pojawiają się jednak bloki skalne, zwiastujące, że znaleźliśmy się w najciekawszym w Beskidzie Sądeckim skupisku wychodni i jaskiń. Najefektowniejsza wychodnia – 20-metrowy Czarci Kamień – wznosi się niedaleko szlaku. Dojście do niej jest niestety źle oznakowane, prowadzi tam ścieżka przyrodnicza, której znaki rozmieszczono bez ładu i składu. Kto bardzo chciałby odwiedzić to miejsce (a warto, panorama rozciągająca się z Czarciego Kamienia uznawana jest za jedną z najładniejszych w Beskidzie Sądeckim), może łatwo dojść do niego ze schroniska na Łabowskiej Hali (szlakiem rowerowym około 20-minut, dojście do wychodni z tego szlaku wskazuje tabliczka, o dodatkowe informacje można pytać w bufecie :).
Jeszcze w domowym zaciszu na zejście wybraliśmy niebieski szlak wiodący doliną Łomniczanki. Dlaczego ten, a nie żółty, który również sprowadza spod schroniska do Łomnicy? Ano dlatego, że chcieliśmy zobaczyć wodospad zwany nieco dziwacznie Pod 77. Zgodnie więc z ustaleniami ruszyliśmy łagodnie wiodącą w dół dróżką, nie przeczuwając nawet, że za kilkadziesiąt minut nasze kolana zostaną poddane ciężkiej próbie. Urokliwa okolica – las poprzecinany polanami – zapewniała malownicze krajobrazy i nogi same niosły. Aż do Hali Groń. Tu zaczęło się zejściowe piekiełko. Znaki na łeb na szyję popędziły w dół piaszczysto-kamienistą wąską ścieżyną. Trzeba było uważać na każdy krok. Przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatnio wędrowaliśmy tak ostro w dół. O wiele lepiej tędy wchodzić. Kiedy pół godziny później po takich emocjach cali i zdrowi stanęliśmy przy wodospadzie, jednogłośnie uznaliśmy go za niewart zachodu. Niewielki, nie zrobił na nas wrażenia. Jego nazwa wzięła się od dużej liczby zakosów, którymi w okolicy prowadzi szlak. Ten szlak zdecydowanie przebija wodospadową atrakcję :).
Dolina potoku Łomniczanka. Choć wodospad Pod 77 nie zrobił na nas wrażenia, potokowi trudno odmówić naturalności. |
Po dojściu do samochodu okazało się, że mamy jeszcze czas, by odwiedzić połemkowską cerkiew św. Michała Archanioła w Wierchomli Wielkiej. Drewniana świątynia (obecnie kościół rzymskokatolicki) o charakterystycznym trójdzielnym układzie, choć bez wieży, pochodzi z 1821 roku. Wzniesiono ją w konstrukcji zrębowej, ściany obito gontem. Wewnątrz zachował się
kompletny XIX-wieczny ikonostas o bogatej snycerce, a na ścianach – ładne motywy architektoniczne. Cerkiew znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej i od maja do września można ją zwiedzać w określonych godzinach. Mieliśmy szczęście, była otwarta.
Pani wpuszczająca do cerkwi jest też przewodnikiem. Chętnie odpowiada na wszelkie pytania. By ikonostas i malowidła na ścianach nie niszczały, kościół nawet zimą nie jest ogrzewany. |
***
I jeszcze odrobina
chwalenia się. Podczas pobytu w Piwnicznej-Zdrój i okolicy polecam
napisany przez mnie na zlecenie tamtejszego urzędu przewodnik po
atrakcjach tych terenów. Folder jest bezpłatny, można go dostać w
punkcie IT mieszczącym się przy rynku (wejście od ulicy Krakowskiej,
czyli od strony kościoła). Są w nim zarówno pomysły górskich
wycieczek, jak i propozycje spędzenia czasu z dziećmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz