18 czerwca 2014

PASMEM JAWORZYNY: klasyk nie klasyczny

Łomnica-Zdrój – Groń – Hala Pisana – Wierch nad Kamieniem – Hala Łabowska – Dolina Łomniczanki – Łomnica-Zdrój
(szlaki: zielony gminny – żółty – czerwony – niebieski)

czas przejścia: 6 godzin   suma podejść: 800 m   dystans: 17 km   trudność: *
infrastruktura: schronisko na Hali Łabowskiej

Na początku czerwca wróciliśmy w Beskid Sądecki, by poznać Pasmo Jaworzyny Krynickiej. Klasyczna trasa, polecana we wszystkich przewodnikach, wiedzie na ten grzbiet z Piwnicznej-Zdrój. Ponieważ jednak na szlak mieliśmy ruszyć prosto z samochodu, a dojazd z Bielska, co wiedzieliśmy z wcześniejszych wypraw, zajmuje co najmniej 4 godziny, postanowiliśmy nieco zmodyfikować klasyka, czyli skrócić go tak, by nie gonić po górach. W przeddzień wyjazdu, siedząc wieczorem na naszym tarasie, wytyczyliśmy na mapie pętlę – 6 godzin marszu i 800 metrów podejścia z Łomnicy. Klasyk nie klasyczny, w sam raz na miłą wycieczkę :).

Przy drodze
w wydrążonym buku huczy słowo
Coraz dalej i dalej
wolność duszy przełamuje góry
[Jerzy Harasymowicz Droga]

Do Łomnicy dotarliśmy o dziesiątej rano. Samochód zostawiliśmy na parkingu przy końcowym przystanku pekaesu. Do zielonego szlaku gminnego, który startuje z centrum wsi, jest stamtąd około kilometra. Po drodze mija się jedno z okolicznych miejsc wypływu wód mineralnych. Do źródła trzeba zejść nad potok (jest tablica informacyjna), a warto to zrobić, bo tuż nad nim z hukiem spada z progu malowniczy wodospad. Lecznicze działania wypływających z głębi ziemi wód były znane tutejszym mieszkańcom na długo przed tym, jak zainteresowali się nimi lekarze. Pierwsze źródło kwaśnej wody, bo tak zwą ją miejscowi, odkrył w okolicy Piwnicznej w 1814 roku jeden z pasterzy. Wkrótce znalazł kolejne wypływy i już w pierwszej połowie XIX wieku zaczęli zjeżdżać w Beskid Sądecki amatorzy triumfalnie przywracanego do łask wodolecznictwa. Źródła – aż 23! – znaleziono też w Łomnicy. Na początku XX stulecia kilka z nich ujęto, wybudowano też niewielki zakład kąpielowy oraz pijalnię, a sama miejscowość dodała do swojej nazwy miano Zdrój. Dziś i zakład, i pijalnia są nieczynne, wieś robi wrażenie zaniedbanej. Brak dbałości nie obejmuje jednak szlaków, które są odnowione i tak oznakowane, że nie sposób się zgubić.

Wodospad na potoku Łomniczanka.

Gminny zielony szlak proponuje godzinne, niezbyt męczące podejście na Groń (822 m n.p.m.). Trasa wiedzie sympatycznym duktem – bez widoków, ale przyjemnym zalesionym terenem. Panoramy pojawiają się dopiero po dojściu do żółtego szlaku i osiedla Jarzębaki. Trzeba przyznać, że krajobrazy są sielskie, a cisza i spokój kojące. Na podszczytowych polanach stoją jeszcze szałasy wykorzystywane przez pasterzy podczas wypasu owiec. Część hal, jak wszędzie w górach, zarasta i zapewne za kilka lat nie będzie po nich śladu. Podobnie jak po drewnianych szałasach, łatwo ulegających presji czasu. Po półgodzinnej wędrówce za żółtymi znakami dochodzimy do polany Bukowina i tuż za nią, na przełęczy (993 m n.p.m.), wkraczamy na Główny Szlak Beskidzki. Czerwone znaki wyprowadzają nas na Halę Pisaną (1044 m n.p.m.). Na niej czeka na nas morze krzaków borówek i pomnik upamiętniający miejsce śmierci żołnierza AK Adama Kondolewicza. Nastrój podkreśla szpaler limb. Posadził je na początku XX stulecia hrabia Stadnicki, właścicielem pobliskiej Nawojowej oraz położonej nieco dalej Szczawnicy. Z wykształcenia leśnik, hrabia w swoim rozległym majątku dbał zwłaszcza o las, wprowadzał nowe gatunki drzew, między innymi wschodniokarpacką limbę i daglezję, założył również cztery leśne rezerwaty, istniejące zresztą do dziś – Barnowiec, Łabowiec, Uhryń i Szlachtową.

Na żółtym szlaku w okolicach Gronia. Nadal wypasa się tu owce,
choć kierdele nie są tak duże jak niegdyś.

Fragment trasy z Hali Pisanej na Wierch nad Kamieniem (1084 m n.p.m.) pokonuje się bez żadnego wysiłku. Szeroki, leśny dukt, miejscami rozjeżdżony przez ciężki sprzęt, wiedzie zalesionym grzbietem, nie oferując większych atrakcji. W okolicy Wierchu pojawiają się jednak bloki skalne, zwiastujące, że znaleźliśmy się w najciekawszym w Beskidzie Sądeckim skupisku wychodni i jaskiń. Najefektowniejsza wychodnia – 20-metrowy Czarci Kamień – wznosi się niedaleko szlaku. Dojście do niej jest niestety źle oznakowane, prowadzi tam ścieżka przyrodnicza, której znaki rozmieszczono bez ładu i składu. Kto bardzo chciałby odwiedzić to miejsce (a warto, panorama rozciągająca się z Czarciego Kamienia uznawana jest za jedną z najładniejszych w Beskidzie Sądeckim), może łatwo dojść do niego ze schroniska na Łabowskiej Hali (szlakiem rowerowym około 20-minut, dojście do wychodni z tego szlaku wskazuje tabliczka, o dodatkowe informacje można pytać w bufecie :).

Ładnie położone schronisko na Hali Łabowskiej (1061 m n.p.m.) zachęca
do dłuższego odpoczynku. Kuchnia oferuje całkiem pokaźny zestaw dań,
a pan w bufecie chętnie udziela wszelkich informacji o okolicy.

Jeszcze w domowym zaciszu na zejście wybraliśmy niebieski szlak wiodący doliną Łomniczanki. Dlaczego ten, a nie żółty, który również sprowadza spod schroniska do Łomnicy? Ano dlatego, że chcieliśmy zobaczyć wodospad zwany nieco dziwacznie Pod 77. Zgodnie więc z ustaleniami ruszyliśmy łagodnie wiodącą w dół dróżką, nie przeczuwając nawet, że za kilkadziesiąt minut nasze kolana zostaną poddane ciężkiej próbie. Urokliwa okolica – las poprzecinany polanami – zapewniała malownicze krajobrazy i nogi same niosły. Aż do Hali Groń. Tu zaczęło się zejściowe piekiełko. Znaki na łeb na szyję popędziły w dół piaszczysto-kamienistą wąską ścieżyną. Trzeba było uważać na każdy krok. Przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatnio wędrowaliśmy tak ostro w dół. O wiele lepiej tędy wchodzić. Kiedy pół godziny później po takich emocjach cali i zdrowi stanęliśmy przy wodospadzie, jednogłośnie uznaliśmy go za niewart zachodu. Niewielki, nie zrobił na nas wrażenia. Jego nazwa wzięła się od dużej liczby zakosów, którymi w okolicy prowadzi szlak. Ten szlak zdecydowanie przebija wodospadową atrakcję :).

Dolina potoku Łomniczanka. Choć wodospad Pod 77 nie zrobił
na nas wrażenia, potokowi trudno odmówić naturalności.

Po dojściu do samochodu okazało się, że mamy jeszcze czas, by odwiedzić połemkowską cerkiew św. Michała Archanioła w Wierchomli Wielkiej. Drewniana świątynia (obecnie kościół rzymskokatolicki) o charakterystycznym trójdzielnym układzie, choć bez wieży, pochodzi z 1821 roku. Wzniesiono ją w konstrukcji zrębowej, ściany obito gontem. Wewnątrz zachował się kompletny XIX-wieczny ikonostas o bogatej snycerce, a na ścianach – ładne motywy architektoniczne. Cerkiew znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej i od maja do września można ją zwiedzać w określonych godzinach. Mieliśmy szczęście, była otwarta.

Na poddaszu cerkwi gnieżdżą się dwa gatunki nietoperzy.
Dzięki nim otrzymano specjalne fundusze od Unii Europejskiej na remont
kościoła. Prace musiały zostać przeprowadzone tak, aby nie zagroziły
bytowi tych ssaków. Udało się.
Pani wpuszczająca do cerkwi jest też przewodnikiem. Chętnie
odpowiada na wszelkie pytania. By ikonostas i malowidła na ścianach
nie niszczały, kościół nawet zimą nie jest ogrzewany.

***
I jeszcze odrobina chwalenia się. Podczas pobytu w Piwnicznej-Zdrój i okolicy polecam napisany przez mnie na zlecenie tamtejszego urzędu przewodnik po atrakcjach tych terenów. Folder jest bezpłatny, można go dostać w punkcie IT mieszczącym się przy rynku (wejście od ulicy Krakowskiej, czyli od strony kościoła). Są w nim zarówno pomysły górskich wycieczek, jak i propozycje spędzenia czasu z dziećmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz