12 listopada 2015

Na LUBOŃ Percią Borkowskiego

Rabka-Zdrój — Luboń Wielki — Rabka-Zdrój
(szlaki: żółty — niebieski
)

czas przejścia: 3,5 godziny    suma podejść: 550 m    dystans: 7 km    trudność: ** 

Luboń Wielki nie jest najwyższym szczytem Beskidu Wyspowego, mimo to przyciąga rzesze turystów. Sympatyczne i malownicze schronisko, ładna panorama z wierzchołka i najciekawszy w Beskidzie Wyspowym szlak — Perć Borkowskiego robią swoje. Samotność można tu znaleźć poza weekendami, a opisaną pętlę najlepiej zrobić jesienią. Feeria barw oszałamia. Trasa nie jest bardzo trudna, ale z mniejszymi dziećmi, w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym, lepiej ją sobie darować. Pokonywanie wysokich bloków skalnych wymaga koordynacji, rozwagi i… odpowiedniego wzrostu. Przy pomocy dorosłego dziecko zapewne sobie poradzi, ale po co stwarzać niebezpieczne sytuacje? Szlak nie ucieknie.
Nad przepaścią błękitu — buk
Zewsząd lecące dłonie liści błogosławią
Samotność przechodzi w fiolet
[Jerzy Harasymowicz Jesienny Chwaniów]
Na trasę wyruszamy z Rabki-Zdrój Zaryte. Samochód zostawiamy w pobliżu drogi krajowej nr 28, jakiś kilometr od szlaku żółtego. Perć Borkowskiego, bo nią zamierzamy piąć się do góry, budzi respekt już samą nazwą — brzmi bardzo po tatrzańsku. Skojarzenie jak najbardziej słuszne, górny odcinek szlaku wiedzie po wielkim osuwisku, przywodząc na myśl nie Beskidy, a właśnie Tatry. Trasę wyznakował — w 1929 roku! — Stanisław Dunin-Borkowski, działacz Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego w Rabce, i stąd taka, a nie inna jej nazwa. Była to pierwsza znakowana droga na Luboń Wielki, a także pierwsza droga turystyczna w całym Beskidzie Wyspowym.

Z oddali zalesione stoki Lubonia Wielkiego robią wrażenie. To najwybitniejszy szczyt Beskidu Wyspowego, masyw wznosi się 500 metrów ponad dolinę Raby. [fot. wiki | Jerzy Opioła]

Początkowo szlak jest bezproblemowy, prowadzi polną drogą w kierunku lasu. Warto na chwilę przystanąć i się odwrócić, jeśli pogoda dopisuje można podziwiać ładne widoki na inne wzniesienia Beskidu Wyspowego oraz Gorców. Nam pogoda sprzyja, choć nie jest zbyt słonecznie. Wędrówka wąską drogą, która z metra na metr robi się coraz bardziej kamienista, pośród rudziejących i żółciejących liści to sama przyjemność. Na trasie spotykamy całkiem sporo turystów, choć zbliża się listopad i w tym czasie góry zazwyczaj pustoszeją. Latem musi tu być naprawdę tłoczno… Wchodzimy w las, a szlak coraz ostrzej pnie się do góry. Okolica robi się bardziej dzika, co potwierdzają tablice informujące, że znajdujemy się w rezerwacie przyrody Luboń Wielki. Niedostępność zakątka podkreślają wykroty i powalone pnie. Szlak zwęża się do ścieżyny wydeptanej między korzeniami drzew. Nagle zupełnie niepodzianie między pniami błyska bielą kamienne osuwisko. Zbliżamy się do najciekawszego fragmentu Perci Borkowskiego.

Kamienie i liście… Ścieżka prowadzi wciąż w górę i w górę, aż nagle zza drzew błyska osuwisko. Te kamienie omijamy bokiem, ale przez następne rumowisko już poprowadzi nas szlak. 

Szlak odbija w bok, by w ciągu kilku minut doprowadzić do dużego gołoborza (największego w Beskidzie Wyspowym), inaczej mówiąc rumowiska skalnego, i wśród wielkich głazów powieść nas w górę. Zwieńczeniem tego tatrzańskiego fragmentu są Dziurawe Turnie, ogromne bloki skalne, które dla mniejszych dzieci mogą stanowić nie lada przeszkodę. Do ich pokonania przyda się trochę sprawności, choć oczywiście nie jest to żadne ekstremum :-). Nieprzypadkowo GOPR uczula jednak, by na Perć Borkowskiego nie wybierać się podczas deszczu (skały robią się wtedy zdradziecko śliskie), a zimą szczególnie uważać i raczej tędy wchodzić, a nie schodzić. Na obszarze gołoborza znajduje się również kilkanaście jaskiń. W większości są to niewielkie rozpadliny, ale największa — Jaskinia w Luboniu Wielkim II — ma aż 26 metrów długości.

Prawdziwy szlak skalny mający w sobie wysokogórski klimat :-).

Za Dziurawymi Turniami przechodzimy koło wielkiego obrywu skalnego, a następnie kilka minut pniemy się na wierzchołkowe wypłaszczenie masywu. Wędrujemy prosto jak strzelił zboczem, jest nie tylko stromo, ale i ślisko. Łatwo tu zaliczyć upadek, na szczęście niegroźny, bo kamienie i skały zostawiliśmy już za sobą. Kiedy docieramy na LUBOŃ WIELKI (1022 m n.p.m.), naszym oczom ukazuje się schronisko niczym… z bajki. Prezentuje się naprawdę niezwykle. Malutkie, wyższe niż szersze, na dole kamienne, na górze drewniane — można niemal uwierzyć, że to piernikowa chatka z bajki o Jasiu i Małgosi albo latarnia morska lub domek Muminków :-). Schronisko zostało otwarte w 1931 roku, inicjatorem jego budowy był — tak, tak — Stanisław Dunin-Borkowski. Skoro udało się wyznaczyć szlak, dlaczego turyści nie mieliby na szczycie komfortowo odpoczywać po trudach wędrówki?

Otwarcia schroniska dokonano z wielką pompą.
Blisko 3 tysiące osób wysłuchało przemówienia
Mieczysława Orłowicza, budynek poświęcono, a potem
bawiono się do północy. Przygrywała góralska kapela,
były sztuczne ognie i nocna iluminacja.
Zupełnie jakby dzika przyroda wokół nie istniała.
[fot. z lat 60. XX wieku; Fotopolska.eu]

Schronisko na Luboniu zachowało swój magiczny wygląd i klimat (zostało wpisane do rejestru zabytków). Wodę wciąż czerpie się tu ze studni, malutki bufet i tycia jadalnia stwarzają atmosferę kameralnego, prawdziwie górskiego schronu. Jedynie plastikowe sztućce i talerze przypominają, że jesteśmy w XXI wieku i sanepid czuwa (aż szkoda). Kto zdecyduje się tu przespać, być może będzie miał okazję wejść na górę i rozgościć się w sali z widokiem na cztery strony świata (okna znajdują się tu w każdej z czterech drewnianych ścian). Przy dobrej przejrzystości powietrza widok może zachwycić, w całej okazałości prezentuje się wiele szczytów Beskidu Wyspowego, między innymi Śnieżnica, Ćwilin i Lubogoszcz. Biorąc pod uwagę, że wyrastają one odosobnione, wraz z wieczorną mgłą wyglądają niczym statki na rozfalowanym morzu. Malowniczość szczytu psuje nieco wieża przekaźnikowa. Stanęła obok schroniska w 1961 roku, a jej jedynym plusem było to, że dzięki niej doprowadzono na szczyt prąd (choć dla prawdziwych turystów nie była to wcale taka dobra wiadomość :-). Wieża została zbudowana dla potrzeb transmisji międzynarodowych zawodów narciarskich w Zakopanem, dziś to widoczny z daleka element krajobrazu Lubonia Wielkiego. Co ciekawe, by nieco zmniejszyć jej szpetotę, konstrukcję pokryto… gontem. Tworzy to całkiem udany melanż.

Wokół schroniska ustawiono kilka drewnianych posągów — Światowida, Starca, Dobrego Ducha oraz rzeźby ciężarnej kobiety i brodatego wojownika. Mają przypominać kulturę Prasłowian i ideę współistnienia w równowadze z przyrodą. Rzeźby zostały wykonane przez grupę młodych ludzi, którzy pod wierzchołkiem Lubonia, wśród wyniosłych buków, stworzyli galerię w plenerze „Uroczysko”. Niestety dla siebie i przedsięwzięcia miejsce zaaranżowali w formie pogańskiego, kamiennego ołtarza. Jak łatwo się domyślić, miejscowi katolicy podnieśli szum, że odprawia się tam rytualne obrzędy, galerię więc nakazano zlikwidować. Rzeźby i posągi udało się jednak uratować, przygarnął je jako turystyczną atrakcję gospodarz schroniska. Zaiste, Luboń Wielki jest wielki! 

Ponieważ zostawiliśmy samochód w Rabce musimy wrócić z gór w to samo miejsce. Dlatego z Lubonia schodzimy szlakiem niebieskim, ale nie tym najbardziej malowniczym, prowadzącym grzbietem Lubonia Małego do Naprawy i Jordanowa (kto może powinien wybrać właśnie to widokowe zejście), lecz tym do Zarytego. Po drodze jedynym urokliwym miejscem jest nietypowa kapliczka — za kamiennym cokołem umieszczono zadaszony krzyż z ładnie wyrzeźbionym w kawałku drewna ludowym Chrystusem. A poza tym las, kamienie, błoto, polna droga i niestety cywilizacja. Ładując się do samochodu, żałujemy, że wycieczka była tak krótka. Jeszcze tu wrócimy, bo malowniczość perci i schroniskowe klimaty Lubonia po prostu nas zachwyciły.

Kamienny cokół, wyrzezany z drewna Chrystus… Przed tą nietypową kapliczką wkopano w ziemię kamień z wyrytymi inicjałami „AK”. Upamiętniają one Andrzeja Kowalczyka, który zginał na stokach Lubonia przygnieciony traktorem podczas prac w lesie.

4 komentarze:

  1. Bardzo dobrze zdjęcia, opisy też niczego sobie.wypas owiec Józefów
    Duży plus za chęć podzielenia się tym z nami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne opracowanie. Miło się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na taki wypad to najlepiej na nogach mieć buty scarpa. Obuwie świetnie przystosowane do tego typu wspinaczek po stromych zboczach oraz mokrych kamieniach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybierając się w góry, trzeba mieć świadomość tego jak wiele może nas spotkać niebezpieczeństw. Dobre obuwie, odpowiednie ubrania to mus. Nie powinniśmy na tym oszczędzać, od tego zależy nasze zdrowie.

    OdpowiedzUsuń