13 stycznia 2015

HROBACZA ŁĄKA szlakiem papieskim z Kóz

Kozy — kamieniołom Jarmarczy Groń Hrobacza Łąka przełęcz U Panienki Kozy
(szlak papieski czerwony żółty)

czas przejścia: 4 godziny    suma podejść: 500 m    dystans: 9 km    trudność: *
infrastruktura: schronisko na Hrobaczej Łące

Swego czasu był to ulubiony szlak naszego syna, meldowaliśmy się przy krzyżu na Hrobaczej co najmniej raz w miesiącu. Nie był to żaden wyczyn, mieszkamy na stokach tej góry, jej zalesiona kopuła zagląda nam do okien i codziennie kusi do kolejnych odwiedzin (znamy takich, co na Hrobaczej są co tydzień, traktując wyjście do schroniska jako niedzielny spacer :-). Trzeba przyznać, że dla dzieci ta wycieczka jest szczególnie atrakcyjna. Podczas wędrówki dużo się dzieje, czyli nie jest nudno. Podziwiamy kamieniołom, jeziorko, krzyż milenijny oraz kapliczkę, no i jest wizyta w schronisku, w dodatku nietypowym (o czym dalej), a nawet miejsca tajemnicze (o czym też dalej). Choć trasę tę przemierzyliśmy niezliczoną ilość razy, we wszystkich porach roku, na mnie zawsze największe wrażenie robi ona jesienią. Miedziane połacie lasu, liście wirujące w powietrzu i mgły snujące się po okolicy nadają wówczas krajobrazowi nieco bajkowy charakter. Do tego powietrze przyprawione ostrymi nutami, z wszędobylskim zapachem dymu, który nie pozostawia złudzeń, że zima tuż-tuż… Właśnie dla takich klimatów bez żalu zostawiłam za sobą ogromne miasto.
Góry wskazują kierunek
podają rytm i rym
[Jerzy Harasymowicz Prosto]
Szlak papieski — oznaczony żółtym krzyżem — zaczyna się przy kościele w Kozach. Najlepiej darować sobie pierwsze dość nudne 3 kilometry (idzie się przez wieś) i podjechać samochodem do KÓZ GÓRNYCH. Zaparkować można przy końcowym przystanku pekaesu w pobliżu kamieniołomu. Szlak wąską asfaltówką prowadzi stamtąd do kaplicy Matki Bożej Różańcowej, zwanej Panienką. Ufundowała ją jedna z koziańskich rodzin na początku XX wieku. Trzy razy w roku (3 maja, 15 sierpnia oraz w pierwszą niedzielę października) przybywają tu tłumnie pielgrzymi i odprawiana jest msza święta. Przy kaplicy znajduje się źródełko — według niektórych mieszkańców wsi jego woda leczy z różnych dolegliwości, a przede wszystkim pomaga doczekać się potomka ;-). Cudownych źródełek jest zresztą w okolicy więcej, kto chce i się nie boi, może sprawdzić na sobie ich działanie.

Zabawa aparatem ;-) Specjalnie przerysowane, ale jesienią kolory w kamieniołomie są naprawdę oszałamiające. Zbiornik to stare wyrobisko, którego misę wypełniła woda opadowa. Na wierzchołek widocznej odkrywki można się dostać szeroką gruntówką zaczynającą się w pobliżu jeziorka. Przyznam,
że niechętnie tam wchodzę, zwłaszcza z dzieckiem. Osypująca się krawędź nie jest niczym zabezpieczona,
a przepaść przerażająca. Moja wyobraźnia galopuje.

Zaraz za kaplicą znaki żółtego krzyża zagłębiają się w las i zaczynają dość ostro piąć się stokiem. Wyjście na platformę KAMIENIOŁOMU zajmuje niecały kwadrans. Rozpościera się stąd wspaniała panorama, widać całe Pogórze Śląskie: Bielsko-Białą, Jezioro Goczałkowickie, Pszczynę, Tychy, Oświęcim, Kęty… O zmierzchu, kiedy w dole zaczyna migotać tysiące świateł, miejsce zdaje się magiczne. Nie wiadomo dokładnie, kiedy rozpoczęła się eksploatacja kamienia budowlanego w Kozach, pierwsze wzmianki o tym procederze pochodzą z 1880 roku. Początkowo wyrobisko znajdowało się nieco dalej, nad Kozami Małymi (tzw. stary kamieniołom, dziś niemal całkowicie zarośnięty), dopiero około 1910 roku zaczęto wydobywać urobek z miejsca, w którym się znajdujemy. Pod koniec XIX wieku utworzono we wsi austriacki obóz jeniecki dla żołnierzy armii włoskiej i część Włochów zatrudniono jako kamieniarzy. Dziś wyrobiska ukochali sobie crossowi motocykliści i niemal w każdy weekend z lubością je rozjeżdżają.

Dla usprawnienia pracy w kamieniołomie wybudowano kolejkę linową — wagoniki transportowały kamień do stacji PKP w Kozach, gdzie znajdowała się ładownia i magazyny. W latach 70. XX wieku linię zlikwidowano i zastąpiono transportem samochodowym, a 20 lat później eksploatację wstrzymano całkowicie. Dziś o złotych latach kamieniołomu przypominają tylko mało estetyczne, betonowe pozostałości po kolejce.

Na terenie kamieniołomu oznakowanie szlaku papieskiego nie jest najlepsze. Znaki rozmieszczono sporadycznie, są też częściowo zatarte. Niby trudno się zgubić, ale… Trzeba przejść obok jeziorka, skąd otwiera się widok na górną część kamieniołomu, a potem skierować się nieco w lewo, by po chwili dotrzeć do wygodnej kamienistej dróżki, która powinna nas doprowadzić do leśnego szlabanu (jeśli doszliśmy do drugiego mniejszego wyrobiska, oznacza to, że wybraliśmy złą dróżkę :-). Za szlabanem szlak odbija ostro w prawo (idąc drogą ciągle prosto, po kwadransie dotrzemy do Wilczego Stawu — kilka słów o nim tu: klik) i zaczyna mozolnie zdobywać wysokość. Robi się stromo i męcząco. Dojście do czerwonego szlaku, biegnącego grzbietem pasma, trwa około godziny. To najtrudniejszy odcinek całej wycieczki. Prowadzi jednak tak pięknym lasem bukowym (zimą trudniej tę piękność zauważyć), że warto trochę się potrudzić. Wyżej dla ułatwienia podejścia, szlak poprowadzono zygzakami. Jest też chwila wytchnienia, wyrównania oddechu, kiedy znaki docierają do wyraźnej ścieżki trawersującej stok góry. Wędruje się nią — po płaskim — kilka minut. Przed II wojną światową tą właśnie leśną dróżką (która wiedzie z Porąbki aż do Straconki) mieszkańcy okolicznych wiosek, pokonując wiele kilometrów, zmierzali do pracy. W końcu odbijamy ostro w lewo i kolejną wąską ścieżką (tym razem fragmentem przedwojennego zielonego szlaku turystycznego) pniemy się na grzbiet góry.

Jeszcze zdjęcie czy już obraz... Ja z Wawrzyńcem na szlaku papieskim w bukowym lesie. Strój niezobowiązujący, ot wyszliśmy z domu na małą przebieżkę po lesie.

Docieramy do czerwonych znaków. Znajdujemy się w okolicy niewybitnego JARMARCZEGO GRONIA (777 m n.p.m.). Istnienie szczytu potwierdza mapa, ale żaden znany mi przewodnik po Beskidzie Małym o nim nie wspomina. Stąd na HROBACZĄ ŁĄKĘ (828 m n.p.m.) już blisko. Zalesionym grzbietem prowadzi nas wygodna, szeroka droga. Metalowy 35-metrowy krzyż wyrasta przed nami niemal niespodziewanie. Został wzniesiony przez mieszkańców okolicznych wsi w 2002 roku na pamiątkę 2000 lat chrześcijaństwa, wcześniej stała w tym miejscu wieża triangulacyjna. Na głazie obok umieszczono napis: Stat crux dum volvitur orbis, „Krzyż stoi tak długo, jak kręci się świat”. Kilka lat temu platforma u podstawy krzyża oferowała widoki na Kozy, Kęty i Czechowice, podrastające drzewa ograniczyły jednak widoczność niemal do zera. Sama konstrukcja nocą jest oświetlona i widoczna z daleka, nieraz wskazuje nam drogę do domu :-).

Mało kto wie, że hrobaczy krzyż stanowi jeden
z wierzchołków „krzyżowego” trójkąta równobocznego. Dwa pozostałe
to jubileuszowy krzyż w Starej Wsi oraz krzyż na Trzech Lipkach
w Bielsku-Białej. Wszystkie oddalone są od siebie
dokładnie o 11,5 kilometra. [fot. Wikipedia]

Żeby podziwiać prawdziwie piękną panoramę, trzeba spod krzyża zejść do schroniska i podejść na pobliską mu rozległą polanę. Roztacza się z niej wspaniały widok na kotlinę Soły i okalające ją szczyty. Doskonale widać Kiczerę, ścięty stożek Żaru, Jaworzynę, a po prawej Czupel i Magurkę Wilkowicką. Widnokrąg zamykają najwyższe wierzchołki Beskidu Żywieckiego: Babia Góra i Pilsko, między nimi przy idealnej widoczności odsłaniają się nawet Tatry. W okolicy ciągnie się pas okopów z czasów II wojny światowej: w obawie przed atakującą Armią Czerwoną Niemcy latem '44 roku wybudowali na terenie Śląska system fortyfikacji tak zwanej linii b2. Ciągnął się on również przez Beskid Mały. Samo SCHRONISKO również jest interesujące i jedyne w swoim rodzaju, bo… zakonne. Do tego warunki są w nim raczej spartańskie. Jeszcze do niedawna nie było światła, wodę do gotowania gospodarz przynosił ze studni, a nocujący turyści myli się w miednicy. Teraz jest bardziej ucywilizowanie, podciągnięto wodociąg, prąd płynie z sieci energetycznej, dom zachował jednak klimat starych czasów. Przysadzista drewniana bryła, pamiętająca czasy Peerelu boazeria na ścianach, no i niezwyczajne w górskich schroniskach religijne dewocjonalia (ach, te powtykane tu i ówdzie kiczowate obrazki!). Bufetowe menu jest ubogie, ale pożywne — dostaniemy jajecznicę, bigos, fasolkę lub grochówkę i oczywiście herbatę. Można też przenocować. Niestety, choć schronisko należy do księży palotynów, sprzedaje się w nim piwo, a w jesienno-zimowe niedziele natkniemy się na stałych bywalców urządzających tu sobie popijawy. Bez żenady raczą się przyniesioną przez siebie wódką, przy okazji głośno perorując o polityce. Dlatego najchętniej odwiedzamy Hrobaczą w tygodniu, kiedy panuje w niej prawdziwy święty spokój.

O tym, by na Hrobaczej Łące postawić schronisko myślano już w latach 20. XX wieku. Wówczas żywieckiemu oddziałowi PTT nie udało się jednak zakupić gruntu pod budowę obiektu. Na podszczytowej polanie stanął jednak dom, tyle że prywatny. Około 1935 roku zaczęło w nim działać prywatne schronisko, dzierżawione do II wojny światowej przez niemiecką organizację turystyczną Beskidenverein, a później przez PTTK. W latach 90. właściciel przekazał budynek Fundacji SOS Obrony Poczętego Życia prowadzonej przez palotynów. Odtąd nosi nazwę Domu Turystyczno-Rekolekcyjnego Hrobacza Łąka. Jedna z werand została przebudowana na kaplicę. [Zdjęcie z 2000 roku]

Z Hrobaczej Łąki szlak papieski (wspólnie ze znakami żółtymi i czerwonymi) prowadzi grzbietową drogą na przełęcz U Panienki. Ale zanim do niej dojdziemy, tam gdzie droga lekko odbija w lewo, miniemy nieco tajemnicze miejsce — usypane w formie kopca kamienie. W różnych bedekerach powtarza się informacja, że to grób E. Willmanna. Kim był i dlaczego pochowano go właśnie tutaj, o tym przewodniki milczą. Któregoś razu po powrocie z Hrobaczej Łąki postanowiłam spytać o kamienny kopiec w Towarzystwie Miłośników Historii i Zabytków Kóz. Według posiadanych przez Towarzystwo informacji, kopiec był grobem żołnierza Wermachtu, który zginął na początku 1945 roku w pobliskich okopach. Nie ma na to jednak pisemnych dowodów, a jedynie przekazy ustne. Nie wiadomo skąd wzięła się powtarzana wszędzie informacja o nazwisku poległego — jego personalia nie są znane. Kamienny kopiec usypano ponoć, żeby łatwo było odnaleźć miejsce pochówku po zakończeniu walk. Po wojnie Niemcy zamierzali dokonać ekshumacji, czy jednak do tego doszło, nikt nie wie. Prawdopodobnie tak, jeśli rzeczywiście pochowano tam niemieckiego żołnierza — niemal wszyscy Niemcy polegli w okolicy zostali po wojnie przeniesieni na cmentarz pod Dębowcem w Bielsku-Białej. Niestety, po nim też nie ma już śladu: pod koniec lat 60. z Dębowca zniknęły wszystkie nagrobki, a dobrze widoczne wzgórki grobów po barbarzyńsku zrównano z ziemią (Niemcy w latach 90. przenieśli szczątki, które udało im się wydobyć z ziemi, na niemiecki cmentarz wojskowy w Siemianowicach).

Wnikliwym poszukiwaczom może uda się  odnaleźć w niewielkiej odległości od kopca pozostałości po fundamencie „chatki baronowej z Kóz”. W pierwszej połowie XX wieku w chatce tej latem odpoczywali Czeczowie, właściciele okolicznych dóbr ziemskich. Sama baronowa wyjeżdżała na szczyt Hrobaczej Łąki powozem, na nogach było za daleko. Około 200 metrów przed przełęczą miniemy jeszcze drogowskaz do źródła maryjnego. Cudowny wypływ znajduje się kilkadziesiąt metrów poniżej, dojście jest karkołomne, ale możliwe — i kozianie, i my często skracamy sobie tędy drogę do wsi.

Przełęcz U Panienki w zimowej krasie. Trzeba przyznać, że ma swój urok. Zimą trudniej to zauważyć, ale sędziwe kasztanowce wydzielają przed postumentem niewielki placyk. Niemal zawsze palą się tu znicze lub świeczki. Gdyby nie śnieg, można by przysiąść na tutejszej ławeczce na chwilę odpoczynku.

Do PRZEŁĘCZY U PANIENKI (741 m n.p.m.), rozdzielającej Hrobaczą Łąkę od wyższych od niej Groniczków, jest już niedaleko. Siodło dostało nazwę od kapliczki Matki Bożej, którą w 1884 roku ufundował nadleśniczy dóbr koziańskich Juliusz Beinlich. Podobno któregoś razu, kiedy patrolował on tutejsze lasy, zaatakowało go stado wilków. Schronił się na drzewie i wypatrywał z nadzieją kogoś, kto wybawi go z opresji. Godziny upływały, nikt jednak nie pojawiał się w okolicy, leśniczy zaczął więc się modlić do Matki Bożej, obiecując, że jeśli przeżyje, ufunduje w tym miejscu kapliczkę. Znudzone wilki w końcu odeszły, Beinlich natomiast dotrzymał słowa — postawił kamienny postument, na którym wyrył swoje nazwisko i datę fundacji. Obraz znajdujący się w górnej części kapliczki — twarz Madonny Częstochowskiej — jest znacznie późniejszy, pochodzi z 1965 roku. Prawdę mówiąc, pochodził — wandali spotyka się także w górach, swoje robią również warunki pogodowe, obrazek raz na jakiś czas jest wymieniany na nowy. Przy kapliczce zbiega się kilka szlaków turystycznych. Szlak papieski biegnie dalej na Przełęcz Przegibek, a potem Magurkę Wilkowicką i do Straconki. Ale to inna wycieczka, o której kiedyś opowiem, bo też ma swój urok. Nas poprowadzą w dół, do Kóz, znaki żółte. Zejście może być po wszystkich atrakcjach nieco nudne, dzieciaki mają prawo być zmęczone. Jeśli samochód zostawiliśmy w okolicy kamieniołomu, we wsi po dojściu do skrzyżowania z ulicą Panienki musimy odbić w prawo.

Na koniec kilka słów o związkach Karola Wojtyły z Kozami, szlak papieski wytyczono tu nie bez kozery. W latach 50. XX wieku przyszły papież często odwiedzał tutejszą parafię. Wikariuszem w Kozach był wówczas zaprzyjaźniony z nim ksiądz Franciszek Macharski, późniejszy metropolita krakowski. Karol przyjeżdżał w odwiedziny, ale przy okazji wyruszał na wędrówki po okolicznych wzniesieniach. Wyznakowany szlak nie pokrywa się z żadną konkretną trasą, jest raczej kompilacją Karolowych peregrynacji po tym terenie z tym, co w okolicy najciekawsze z turystycznego punktu widzenia.

6 komentarzy:

  1. świetnie pani pisze

    Mariusz

    OdpowiedzUsuń
  2. tak mówią na mieście,
    a poważnie - dziękuję :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, ciekawie, z pasją i wiedzą- nawet nie wiedziałem o tych trzech krzyżach w równej odległości, a jestem z okolicy i dreptałem tutaj niejedno. Dziękuję z tekst i życzę wiele tak samo ciekawych. Do tego temat, "że z dzieckiem jest dla wielu, w tym dla mnie, bardzo ważny, będę tu zaglądał bardzo chętnie- do zobaczenia na kolejnych stronach lub na szlaku :)

    Z doliny mgieł

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo dziękuję za miłe słowa.
      I do zobaczenia :-)

      Usuń
  4. Niedaleko Hrobaczej Łąki jest kamieniołom w Kozach. Warto tam pojechać chociaż nie tak łatwo trafić. Zdjęcia z kamieniołomiu: zdjęcia

    OdpowiedzUsuń
  5. Pięknie napisane, byliśmy tam w niedzielę :) Też szliśmy w górę szlakiem papieskim :)

    OdpowiedzUsuń