13 listopada 2016

BESKIDZKI KOŚCIELEC, czyli jesienny off-road

Lipowa Ostre — Kościelec — rozdroże szlaków pod Malinowską Skałą — Lipowa Ostre | wariant dłuższy dodatkowo Malinowska Skała — Skrzyczne
(szlaki: bez szlaku — żółty | wariant dłuższy dodatkowo zielony — niebieski)

czas przejścia: 4 | 6 godzin    suma podejść: 500 | 800 m    dystans: 12 | 16 km    trudność: * | **     infrastruktura: wariant dłuższy schronisko na Skrzycznem

Tatrzański Kościelec tak mocno zapadł nam w pamięć, że postanowiliśmy poodwiedzać jego beskidzkich kuzynów. W naszej okolicy są co najmniej dwa szczyty o takiej nazwie — w Beskidzie Śląskim i Małym. Na pierwszy ogień poszedł Kościelec położony w Beskidzie Śląskim. Nie wiedzie na niego żaden szlak, ale góra jest łatwo dostępna, szeroka droga, a potem wąska ścieżyna bez trudu wyprowadzają na wierzchołek. Nie trzeba przedzierać się przez chaszcze, nie trzeba GPS ani kompasu, wystarczą mapa i chęci. Mamy i jedno, i drugie, w słoneczną październikową niedzielę wybieramy się więc w odwiedziny.

Naszą off-roadową wyprawę zaczynamy z OSTREGO, przysiółka LIPOWEJ. To popularne miejsce turystyczne. Można stąd wyruszyć na miły bezproblemowy spacer Doliną Zimnika, powędrować dalej na Malinowską Skałę lub Skrzyczne albo zdobyć… Kościelec. Przy końcowym przystanku pekaesów, tuż przed wylotem doliny, znajduje się spory parking. Okolica jest urokliwa, od wiosny do jesieni można tu spotkać mnóstwo spacerowiczów i rowerzystów, miejsca postojowe szybko się więc zapełniają. Co ciekawe, Doliną Zimnika wcale nie płynie potok Zimnik, a potok Leśnianka, nie znalazłam jednak odpowiedzi, dlaczego dolina nazywa się właśnie tak. Niektórzy twierdzą, że dawniej potok zwał się Zimnik i stąd nazwa, ale żadne wiarygodne źródła tego nie potwierdzają :-).

Leśnianka spływa między masywami Skrzycznego i Ostrego, wcinając się głęboko w podłoże i odsłaniając
liczne progi i bystrza. Woda w potoku jest podobno krystalicznie czysta, tak przynajmniej twierdzą
w żywieckim browarze, który specjalnym rurociągiem transportuje ją do swojego zakładu.

Dolina ma zresztą jeszcze jedną tajemnicę, przynajmniej dla mnie. Po kiego licha poprowadzono jej dnem asfaltówkę, która potem serpentynami, już jako wygodna szutrówka, wspina się na zbocze Zielonego Kopca i Malinowskiej Skały? Do zwózki drewna tak dobra nawierzchnia nie jest potrzebna (ostatnio pięknie ją nawet odnowiono), do schroniska na Skrzycznem daleko, zresztą droga tam nie dociera, zawraca sporo przed grzbietem w dolinę… Jedyny plus, że zamknięto ją dla ruchu samochodowego, bo o tym, że psuje krajobraz chyba nikogo nie muszę przekonywać.

Aby jak najkrócej wędrować mało sympatycznym asfaltem, postanawiamy zejść nad potok i pójść jego brzegiem, tak jak prowadzi tutejsza ścieżka przyrodniczo-edukacyjna. Rozpoczyna się ona na parkingu obok leśniczówki. Jej znaki właściwie nie istnieją, całkowicie zniszczały, trudno się jednak zgubić, tablice i wyraźna dróżka wskazują, którędy maszerować. Kilometr dalej wychodzimy na asfalt i kilka minut później wraz z żółtym szlakiem dochodzimy do mostu nad potokiem Malinowskim. Zaraz po jego przekroczeniu, przed dojściem do budynku leśniczówki żegnamy szlak oraz asfalt i odbijamy w prawo, w szeroką wygodną leśną drogę. Natychmiast robi się bajkowo. Drzewa w jesiennych barwach, liście szeleszczące pod nogami i jak okiem sięgnąć — nikogo.

Kolory na zdjęciu nie zostały podkręcone, tak naprawdę było :-) Feeria barw…

Droga na Kościelec prowadzi początkowo ostro w górę przez las. Dość szybko pojawiają się widoki, najpierw prześwity między drzewami, potem coraz rozleglejsze kadry. Wyżej, jak w całym Beskidzie Śląskim, drzewa częściowo uschły, odsłaniając krajobrazy. Sterczących kikutów właściwie nie ma, w całym paśmie prowadzi się aktywną wycinkę chorego drzewostanu. Wyręby porasta trawa i podrastające drzewka. Po półtorej godzinie wędrówki wychodzimy na przyjemne wypłaszczenie. Zaskakuje nas piękno okolicy: jest nie tylko odludnie, lecz także nieco dziko, perspektywę zamyka na wprost wyniosła kopuła Kościelca, z prawej — Skrzyczne ze swoim masztem radiowym, a z lewej — pasmo Magurki Radziechowskiej. Postanawiamy zrobić sobie mały popas, by nacieszyć oczy nietypowymi, bo nieosiągalnymi ze znakowanych szlaków widokami.

Niezwykłe kolory drzew, które się ostały, gołe połacie stoków i każdemu znany maszt —Skrzyczne (↑)
oglądane od mało znanej strony. A przed nami Kościelec (↓) w równie pięknej jesiennej szacie.

W dalszą drogę ruszamy zarośniętą trawami malowniczą dróżką. Tuż przed szczytem prowadzi nas już wąska ścieżyna, ginąca tu i ówdzie w chaszczach. KOŚCIELEC (1022 m n.p.m.) nas nie rozczarowuje — pełno na nim większych i mniejszych skałek, a sam wierzchołek wieńczy potężna wychodnia o wysokości kilkunastu metrów. Podobno jest ona często odwiedzana przez amatorów wspinaczki, dziś jednak nie ma tu nikogo, szczęk żelastwa (ależ nie, nie jestem uszczypliwa) nie zakłóca ciszy. Według przewodnika nieco poniżej szczytu, na wschodnim stoku góry, można podziwiać wychodnię z oknem skalnym. To jedyne takie okno w Beskidzie Śląskim, nie zamierzamy jednak specjalnie go szukać. Rozsiadamy się natomiast na kolejny popas, bo na wierzchołku ktoś przygotował sympatyczne miejsce na ognisko. A pogoda jak marzenie. Pół godziny później ruszamy dalej. Z dużym ociąganiem, Kościelec okazuje się niezwykle malowniczą miejscówką.

Kamienie i skałki pod szczytem Kościelca (↑). Wierzchołek tworzy potężna wychodnia (↓). Bez trudu da się
ją zdobyć od wschodniej strony, na jej wierzchowinie ktoś przygotował wygodne miejsce na ognisko.

Zejście z Kościelca nie nastręcza żadnych trudności, wyraźny leśny trakt w 10 minut doprowadza do żółtego szlaku. Tu chwila narady: czy kończymy wycieczkę, wracając do Doliny Zimnika za żółtymi znakami, czy kontynuujemy wędrówkę na Malinowską Skałę i Skrzyczne, by zejść do samochodu niebieskim szlakiem? Zdobycie Kościelca wraz z postojami zajęło nam 3 godziny, powrót do doliny to kolejne 1,5 godziny, dłuższa opcja oznacza co najmniej 2,5 godziny dreptania i powrót w już zapadającym zmroku. To może być ostatni tak piękny weekend tej jesieni, tydzień wcześniej byliśmy jednak i na Malinowskiej Skale, i na Skrzycznem. Wawkowi wyraźnie nie chce się ponownie wędrować dopiero co przebytą trasą. Zapada więc decyzja o powrocie w dolinę za żółtą farbą. Jestem rozczarowana, sama oczywiście powędrowałabym na Skrzyczne. Gorąco zresztą do tego zachęcam, jeśli kiedyś wyruszycie na tę wycieczkę. Będzie megawidokowo.

Żegnamy Kościelec i jego piękne widoki… Przez całą wędrówkę na szczyt nie spotkaliśmy nikogo.

Beskidzki Kościelec, mimo że o tysiąc metrów niższy od swojego tatrzańskiego kuzyna, bardzo nam się podobał. A sama wyprawa okazała się wręcz wymarzona na jesienną porę. Niezbyt długa, w bajkowych kolorach i ze wspaniałymi widokami… Nie da się ukryć, że bezszlakowa wędrówka oferuje znacznie więcej przeżyć niż tuptanie szlakiem. Nie tylko dlatego, że jest jakąś namiastką przygody, brnięciem w nieznane. Tereny położone obok utartych turystycznych szlaków zapewniają samotność, a im częściej człowiek przebywa w górach, tym bardziej szuka odludnych klimatów. Przynajmniej my tak mamy.

Moja pierwsza w życiu panorama :-). Widok z wypłaszczenia pod szczytem Kościelca.

2 komentarze:

  1. Hej,
    fajna wycieczka na ten Kościelec. Żadnych trudności orientacyjnych po drodze? Mniejsze dzieci, takie 6-7-latki dadzą radę?
    Super pomysł z tym blogiem rodzinnych wycieczek. Tak trzymać :-)
    Dozo na szlaku,
    Arek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudności właściwie żadnych. W pewnym momencie, gdzieś tak w połowie drogi na Kościelec, ścieżka się rozwidla. Wybraliśmy odnogę prowadzącą bardziej w prawo, ale być może ta w lewo też doprowadzi do celu. Jak zawsze dobrze mieć mapę ze sobą :-)
      6-7-latki spokojnie dadzą radę, w wersji krótszej wycieczka jest łatwa, choć miejscami trzeba trochę zmęczyć się pod górę.
      Rodzinne wędrowanie jest the best :-)
      Dozo, Iw

      Usuń