14 lutego 2015

KOZIA GÓRA I SZYNDZIELNIA ZIMĄ z Cygańskiego Lasu

Bielsko-Biała Cygański Las — Kozia Góra schronisko na Stefance Kozia Góra Kołowrót Szyndzielnia — schronisko Szyndzielnia — Bielsko-Biała Olszówka
(szlaki: żółty niebieski żółty — zielony — niebieski)

czas przejścia: 5,5 godziny    suma podejść: 760 m    dystans: 10,5 km    trudność: **
infrastruktura: schronisko na Stefance, schronisko Szyndzielnia

Po zeszłorocznej zimie-nie-zimie mieliśmy niedosyt wycieczek w białej scenerii. Po zaliczeniu kilku spacerowych tras w okolicy domu postanowiliśmy wyruszyć na ambitniejszą wędrówkę. Żadne ekstremum, ale coś, co pozwoli nieco się zmęczyć, a przede wszystkim poczuć zimę. Nasz wybór padł na Kozią Górę, którą latem z powodu tłumów omijamy szerokim łukiem. Ponieważ nigdy nie szliśmy stamtąd na Szyndzielnię przez Kołowrót, dalsza część trasy ułożyła się sama. Popularny żółty szlak do schroniska na Stefance jest zimą dobrze utrzymany, wiedzieliśmy jednak, że więcej wysiłku będzie wymagała dalsza wędrówka. Mieliśmy jednak nieco szczęścia, dzień wcześniej ktoś założył ślad w śniegu zalegającym na trasie przez Kołowrót i dzięki temu brodziliśmy w białym puchu tylko do kostek, a nie do kolan. Sceneria okazała się nieziemska. Otaczały nas oblepione śniegiem drzewa oraz cisza — aż do Szyndzielni na trasie nie spotkaliśmy nikogo!

Wiata turystyczna, w języku Wawka — odpoczyn, w połowie trasy na Kozią Górę. Pierwsze wzmianki o Cygańskim Lesie pochodzą już z 1312 roku. Las nazywany był wówczas Kozim (Ziegenwald), nazwa Cygański powstała przez literową pomyłkę (Zigeunerwald). Teren był prezentem od księcia cieszyńskiego Mieszka dla mieszkańców Bielska. Od tamtego czasu nieprzerwanie pełni funkcję parku miejskiego.

Pierwsze zetknięcie z trasą nie było zbyt miłe. O ósmej, kiedy zjawiliśmy się w CYGAŃSKIM LESIE, niebo przykrywały szare chmury, z których padał drobny, ale gęsty śnieg. Było zimno, wilgotno i bardzo ślisko. Rozległy leśny park zajmujący południową część Bielska jest popularnym miejscem wypoczynku okolicznych mieszkańców, dróżki były więc wyjeżdżone przez dzieciaki i wyślizgane przez spacerowiczów. Pierwszy kilometr uraczył nas walką z lodem zdradziecko przykrytym cienką warstwą puchu. Na szczęście wyżej czekał na nas już tylko śnieg, masy śniegu. Żółty szlak powoli piął się w górę, w powietrzu wirowały drobne białe płatki, czasem gdzieś w oddali zaszczekał pies… Nie wiadomo kiedy dotarliśmy na KOZIĄ GÓRĘ (686 m n.p.m.) i odbiliśmy na niebieski szlak doprowadzający do schroniska. Gdy kwadrans później doszliśmy do popularnej STEFANKI, zaskoczyła nas pustka. Tak gwarne latem miejsce było całkowicie ciche i uśpione. Tego dnia byliśmy pierwszymi gośćmi w schroniskowej jadalni. Tutejszy zegar wskazywał 9.30.

Schronisko Stefanka pod Kozią Górą. Dom
został wzniesiony na początku XX wieku, Stefanka
obchodziła niedawna 100-lecie swojego istnienia.

Godzinę później wróciliśmy do zwornika szlaków na Koziej Górze i pomaszerowaliśmy żółtym szlakiem w kierunku Szyndzielni. Zrobiło się bardziej dziko. Powoli zdobywaliśmy wysokość. Otaczające nas drzewa coraz bardziej przypominały śniegowe bałwany. Początkowo szlak był jeszcze nieźle przetarty, szło się bez trudu, kiedy jednak wyszliśmy na grzbiet pasma przywitały nas zwały nawianego śniegu. Nogi grzęzły w białej papce do kolan. Skrajem szerokiej drogi ktoś wydeptał 30-centymetrowy tunel, stawiając uważnie nogi jedną za drugą, dało się tamtędy jako tako maszerować. Spowiła nas mgła, odrealniając kształty i drogę. Zaraz potem mleczna wata odpłynęła w siną dal, ustępując miejsca słońcu — drobiny śniegu zaiskrzyły w rozproszonym świetle. Znaleźliśmy się w innym świecie :-). KOŁOWRÓT (791 m n.p.m.), do którego dotarliśmy po godzinie marszu z Koziej Góry, zaoferował nam chwilę oddechu z pięknie oświetlonymi górami majaczącymi pomiędzy drzewami.

Kołowrót. W oddali majaczą inne góry…
Zejście na przełęcz Kołowrót.

Czekało nas teraz zejście na przełęcz Kołowrót i dość strome podejście na Szyndzielnię. Pogoda zrobiła się piękna – słońce rysowało ostre cienie, drzewa majestatycznie sięgały nieba… Wawek, niczym prawdziwy przewodnik, szedł na prowadzeniu. Od dwóch godzin zakładał ślad w śniegu, nie pozwolił się jednak zmienić :-). Tymczasem śniegu przybywało z każdym metrem, a przed nami było jeszcze co najmniej półtorej godziny wędrówki. Szlak od przełęczy Kołowrót nabrał bardziej wysokogórskiego charakteru, ścieżka zrobiła się wąska, obrzeżona strzelistymi świerkami oblepionymi śniegiem. Tuż przed wyjściem na grzbiet SZYNDZIELNI (1026 m n.p.m.) zrobiło się i stromo, i bardzo „śniegowo", najwyraźniej nikt tędy w ostatnich dniach nie szedł. Ale najgorsze dopiero na nas czekało — tłum w schronisku. Kontrast między samotnością na szlaku a rozgardiaszem jadłodajni był tak uderzający, że nie daliśmy rady w niej wysiedzieć. Uciekliśmy znów na trasę.

Wawek na prowadzeniu. Niespożyta energia.

Z Szyndzielni do Bielska można oczywiście zjechać kolejką gondolową, w naszej wyprawowej opcji nie wchodziło to jednak w grę. Na zejście wybraliśmy zielony szlak z późniejszym odbiciem na niebieski, by zejść bezpośrednio na przystanek autobusowy w OLSZÓWCE GÓRNEJ. Góry znów spowiły mgły, maszerowaliśmy więc w bajkowym krajobrazie. Zimowe wędrówki mają w sobie coś magicznego, dają poczucie jakiejś iluzorycznej eksploracji. Krajobraz przykryty bielą wydaje się dziewiczy i niemal bezkresny, a cisza dzwoniąca w uszach i pustki na szlakach sprawiają, że wszystko wydaje się nieco dzikie i niedostępne.

Na zielonym szlaku w gęstej mgle.

To była wspaniała wycieczka. Latem łatwa trasa dla wszystkich, zimowa wersja jak znalazł dla nieco bardziej zaawansowanych turystów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz