11 sierpnia 2014

GORNERGRAT, czyli na trzytysięcznik z Zermatt

Zermatt — Riffelalp — Riffelberg — Riffelsee — Rotenboden — Gornergrat
(szlaki: żółty romb 14, czerwone znaki 23)


czas przejścia: 5–6 godzin    suma podejść: 1500 m    dystans: 10 km    trudność: **
infrastruktura: restauracje przy stacjach kolejki

Wróciliśmy w Alpy. Tym razem na trekking wokół pięknego, ogromnego masywu Monte Rosy [opis trekkingu — klik]. Zanim jednak wyruszyliśmy na kilkudniową wędrówkę szlakiem TRM (Tour Monte Rosa), postanowiliśmy zdobyć nasz pierwszy trzytysięcznik — Gornergrat. Z Zermatt prowadzi na niego łatwa trasa. Trudność to przewyższenie do pokonania — 1500 metrów w górę nie tylko dla dziecka może stanowić znaczny wysiłek. Kondycja na pewno się przyda, ale jeśli siły nas opuszczą, możemy skorzystać z podwózki — podczas wędrówki mijamy cztery przystanki zębatki wywożącej codziennie na szczyt co bardziej leniwych turystów. Trud jednak się opłaca, widoki podczas marszu na strzelistą sylwetkę Matterhornu są naprawdę niebywałe, podobnie zresztą jak panorama z Gornergratu. Wszystko oczywiście jeżeli dopisuje pogoda :-).
Jakaś się chmurka ściera na skał zębie, 
Wietrzyk tajemne wieści opowiada, 
Seledynowe zasypiają głębie, 
Nagich krzesanic zasypia gromada.
[Jan Kasprowicz Z Alp]
Aura nam sprzyjała. Kiedy w sierpniowy poranek pojawiliśmy się w ZERMATT (1620 m n.p.m.), na niebie wałęsały się jedynie niegroźne chmurki. Miasteczko, zupełnie wyludnione o wczesnej porze, też sprawiało przyjemne wrażenie. Drewniana i kamienna zabudowa, kościół ze strzelistą dzwonnicą, cukiernie i kafejki — przed ósmą miejsce przypominało cichy górski kurort. O tym, że było to zupełnie fałszywe wrażenie, przekonaliśmy się pod wieczór, gdy ciasne uliczki wypełnił tłum turystów. Ale kto lubi nostalgiczne klimaty, bez trudu je tu znajdzie. Wystarczy zajść do starej części miasta, zwanej Hinterdorf. Kilkadziesiąt wiekowych drewnianych chat przypomina, że Zermatt zawdzięcza istnienie germańskim Walserom. Spacer po miasteczku zapewnia też szlak wiodący na Gornergrat — pierwsze 15 minut wiedzie coraz węższymi uliczkami, by w końcu zagłębić się w las.

Zermatt — rankiem cichy i spokojny, później gwarny i zatłoczony. Górujący nad zabudową Matterhorn, chyba najlepiej rozpoznawalna góra świata, tworzy bajkową scenerię.

Do pierwszego pięknego miejsca widokowego na trasie — RIFFELALPU (2222 m n.p.m.) — są z Zermatt 2 godziny drogi. Ścieżka wije się przez ładny las, pośród wyniosłych limb i modrzewi, oferując od czasu do czasu ograniczone widoki. Na szlaku spotkaliśmy tylko 2 osoby. Aż nie chciało nam się wierzyć, że słynny szwajcarski kurort znajduje się tak blisko, a okolica należy do turystycznego eldorado. Szlak na tym odcinku nie przedstawia trudności. Wprawdzie dość ostro pnie się do góry, ale nie jest to żadne ekstremum. Latem, gdy słońce mocno przygrzewa, wędrówka jest wręcz przyjemnością. A kiedy dochodzi się do stacji kolejki zębatej i las ustępuje miejsca skałom oraz ziołoroślom, otwierają się przed nami przepiękne widoki. Nic dziwnego, że już w 1884 roku na pobliskiej rozległej hali wybudowano ekskluzywny hotel, do którego zjeżdżała śmietanka towarzyska całej Europy. Dla takich widoków wciąż przybywa tu zresztą sporo majętnych osób (hotel nadal działa), tym bardziej że nie trzeba się trudzić i wdrapywać na własnych nogach — wystarczy kupić bilet na zębatkę, a potem skorzystać z hotelowego tramwaju, który dowozi gości niemal pod drzwi pokoju.

Matti, po włosku Monte Cervino (ʽgóra jeleniʼ), w całej okazałości. Taki pocztówkowy widoczek można było podziwiać z ławeczek usytuowanych przy placu zabaw na Riffelalpie. Spędziliśmy na kontemplacji góry ponad pół godziny. Intensywnie niebieskie niebo i chmura, która powoli otulała Mattiego, by w końcu utknąć na nim na dobre… 

Riffelalp to również zwornik szlaków. W Szwajcarii oprócz znaczków (są trzy wskazujące na trudność trasy: żółty romb oznacza trasę łatwą, znaczek czerwony jak u nas — górską, bardziej wymagającą, znaczek niebieski — wyższych gór, dla ludzi obytych z ekspozycją), szlaki mają swoje numery. Postanowiliśmy zdobyć Gornergrat czerwoną trasą nr 23, która w wyższych partiach, w okolicach stacji RIFFELBERG (2582 m n.p.m.), łączy się z czerwoną trasą nr 21 i prowadzi obok słynnego RIFFELSEE (2757 m n.p.m.), jeziora, w którego wodach przegląda się Matterhorn. Trzy godziny marszu i 860 metrów przewyższenia. Aż do jeziora trasa prowadzi wygodną, choć wąską ścieżką trawersującą stoki. Wokół ośnieżone czterotysięczniki i niezapomniane wrażenia. Jedyny mankament — im bliżej jeziora, tym więcej turystów. Prawie wszyscy po zaliczeniu wjazdu kolejką na Gornergrat schodzą nad wodę, a potem do pobliskiej stacji, by zjechać na dół. Mimo takich udogodnień w porównaniu z Tatrami, to wciąż prawie bezludna wyspa :-) — kilkadziesiąt osób, a teren ogromny.

Alpejskie krajobrazy na trasie i Matti przeglądający się w lustrze wody. Wczesnym rankiem oraz wieczorem tafli jeziora nie mąci żaden wietrzyk, widok jest wówczas spektakularny — skalno-lodowa piramida stercząca samotnie niczym totem podziwia samą siebie w lusterku. Z powodu wyniosłego, groźnego wyglądu Matterhorn był jednym z najpóźniej zdobytych szczytów alpejskich. O tragicznej, ale zwycięskiej wyprawie na szczyt w 1865 roku opowiada jej zdobywca Edward Whymper w niezwykłej książce Zdobycie Matterhornu [kilka słów o książce – klik].

Ponad jeziorem wkracza się w teren prawdziwie wysokogórski. Szlak wiedzie po skałach i kamieniach, spośród których tu i ówdzie wychylają się szarotki i goryczki. Ścieżka jest wyraźna, bezpieczna, bez ekspozycji. Ponieważ mieliśmy już trochę przewyższenia w nogach, a szlak piął się ostro do góry, tempo naszego marszu wyraźnie spadło. Minęliśmy stację ROTENBODEN (2815 m n.p.m.), skąd zazwyczaj z przewodnikiem wyrusza się na lodowiec Gorner oraz do schroniska Monte Rosa, a potem mozolnie pokonaliśmy ostatnie metry na GORNERGRAT (3089 m n.p.m.). W końcu stanęliśmy przed ogromnym budynkiem Kulmhotel (3100 m n.p.m.). To najwyżej położony hotel w Europie, z restauracją, obserwatorium i, o zgrozo!, niewielkim centrum komercyjnym. Tuż za nim zbudowano platformę widokową (3130 m n.p.m.) i to właśnie dla niej warto tu zawitać. Dookolna panorama zapiera dech w piersiach. Można podziwiać masyw Monte Rosy z najwyższym szwajcarskim szczytem — Dufourspitzem (wł. Punta Dufour, 4634 m n.p.m.), drugi pod względem wielkości alpejski lodowiec — Gorner, oraz 29 innych czterotysięczników, nie wspominając nawet o Matterhornie.

Kamienny budynek hotelu i obserwatorium astronomicznego na szczycie Gornergratu.

Po dłuższym podziwianiu widoków zdecydowaliśmy się na espresso i czekoladę na tarasie hotelowej kawiarni. Miejsce okazało się zaciszne, przyjazne, z widokiem na lodowiec i Matterhorn. I o dziwo, bez wygórowanych cen (4 franki za małą kawę i 5 za czekoladę to normalne szwajcarskie stawki schroniskowe). Wbrew wielu opisom w internecie, że na szczycie panuje ogromny tłok, tłumu nie doświadczyliśmy. Być może zawdzięczaliśmy to popołudniowej porze, kiedy z gór już się schodzi. Niestety, wszystko co fajne, kiedyś się kończy. Trzeba było pomyśleć o powrocie. Zejście do Zermatt na nogach to ponad 3 godziny wędrówki w dół, a jeśli chciałoby się pomaszerować inną trasą – nawet więcej. Zdecydowaliśmy się więc na zjazd kolejką. Dla Wawka było to atrakcyjne zwieńczenie dnia, Gornergratbahn to przecież pierwsza zębatka wybudowana w Europie. Działa od 1898 roku. Przejazd w jedną stronę trwa nieco ponad pół godziny i jest miłym przeżyciem nie tylko dla dziecka. W ten sposób, podziwiając widoki zza szyby wagonika, zakończyliśmy zdobywanie swojego pierwszego trzytysięcznika.

Fragment panoramy rozciągającej się z platformy widokowej na Gornergracie. Od lewej widoczne:
Cima di Jazzi (3803 m n.p.m.), lodowiec Gorner, Dufourspitze (4634 m n.p.m.), lodowiec Grenz, Lisskamm (4527 m n.p.m.), Castor (4228 m n.p.m.), Polux (4092 m n.p.m.) oraz Breithorn (4164 m n.p.m.).

7 komentarzy:

  1. łał, wspaniała trasa i wspaniałe zdjęcia.
    Czy zorganizowanie takiego wyjazdu do Zermatt to bardzo droga sprawa?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo, frank szwajcarski jest drogi, a Szwajcarzy liczą sobie za wszystko. Jeśli jednak mieszka się pod Zermatt, częściowo z własnym wyżywieniem, da się przeżyć (choć nie będą to najtańsze wakacje :-). Ale góry są warte przyjazdu. Podobało mi się tam znacznie bardziej niż w Alpach francuskich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,

    Właśnie się tam wybieram tylko zastanawiam się czy zejście z dzieckiem 5 lat z Gornengrat do Zermatt to dobry pomysł?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. samo zejście, jak najbardziej. Na szlaku spotkaliśmy wiele rodzin z dziećmi w mniej więcej takim wieku schodzących do Zermatt. Tyle że to ponad 3 godziny wędrówki (dość ostro w dół) i dzieciak może się znudzić. Ale w razie czego można skrócić schodzenie i wsiąść do kolejki na jednej ze stacji pośrednich.

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się zastanawiam czy na taką wyprawę buty trekkingowe https://butymodne.pl/trekkingowe-meskie-c55207.html byłyby odpowiednie. Jednak jest to dość duża wysokość i można nawet natknąć się na śnieg. W takim przypadku dobre obuwie to podstawa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć gdzie dokładnie startowaliście?

    OdpowiedzUsuń