8 kwietnia 2014

ROMANKA: tam, gdzie wciąż szumi pierwotny bór

Żabnica (Skałka) — Stacja turystyczna Słowianka — Romanka — Przełęcz Pawlusia — Schronisko PTTK na Hali Rysianka — Żabnica (Skałka)
(szlaki: czarny — niebieski — żółty — zielony)


czas przejścia: 6 godzin    suma podejść: 930 m    dystans: 16,5 km    trudność: **
infrastruktura: stacja turystyczna Słowianka, schronisko PTTK na hali Rysianka

Rejony Pilska, Romanki i Lipowskiej zawsze miały dla mnie nieodparty urok. Wiele lat temu, kiedy zaczynałam z nimi swoją przygodę, było tu cicho i bardzo odludnie, dziś o samotność nie jest tak łatwo, ale wciąż można ją odnaleźć na początku sezonu turystycznego lub wyruszając na szlak poza weekendem. Masyw Romanki, który leży nieco na uboczu najbardziej obleganych tras Beskidu Żywieckiego, nawet w szczycie sezonu zapewnia całkiem sporo spokoju. Na początku kwietnia, kiedy tędy wędrowaliśmy, spotkaliśmy na trasie dwie osoby. I nie byli to turyści, a biegacze najwyraźniej przygotowujący się kondycyjnie do lata. Trudniej natomiast zapomnieć w tym rejonie o cywilizacji — intensywnie prowadzona wycinka lasów w sposób katastrofalny niszczy krajobraz, a jęki pił i warkot ciągników niosą się po całym masywie. Ta smutna konotacja dotyczy zresztą nie tylko tego pasma.
Beskid wszedł [mi] w drogę
zaczął się za mną przekomarzać...
[Stanisław Gola]
Na trasę wyruszyliśmy z przysiółka Żabnicy — Skałki. Samochód można zostawić na małym placyku przed sklepem, gdzie znajduje się również przystanek PKS (autobusy z Żywca i prywatne busy, kursów niewiele, a w weekendy sporadyczne) oraz krzyżówka szlaków. Czarny szlak wiodący stąd do górskiej stacji turystycznej Słowianka nie jest ani widokowy, ani ładny — ot najkrótsza droga, by wydostać się z doliny w góry. Pierwszych kilkanaście minut to wędrówka szeroką gruntówką, potem zagłębiamy się w las i dość ostro, choć krótko, podchodzimy na siodło i halę Słowianka (856 m n.p.m.). Znajdująca się tu prywatna stacja turystyczna, rodzaj schroniska, oferuje noclegi i małe co nieco do picia i jedzenia. Poza sezonem obiekt bywa zamknięty, gospodarze mieszkają jednak tuż obok, można więc zawsze poprosić o otwarcie bufetu i zrobienie herbaty czy kawy.

Ogromny masyw Romanki. Trudno oderwać wzrok…
Tam przyjdzie się nam wdrapać. Szybko i męcząco.

Co zachwyca na Słowiance? Widok. Masyw Romanki robi stąd niezapomniane wrażenie – wyniosły, majestatyczny, pokryty ciemną ścianą smreków opada w dolinę stromymi stokami. Właśnie nimi przyjdzie nam wędrować. Niebieskie znaki, które nas poprowadzą, będą się pięły buńczucznie w górę, za nic mając zadyszkę wędrowca. Honorna góra i honorna trasa. Ale zanim zaczniemy zdobywać wysokość, szlak pozwala zebrać siły – przez kilkanaście minut wiedzie łagodnie szerokim ramieniem grzbietu, mijając porzucone drewniane zabudowania przysiółka Płone. Piętrząca się przed nami Romanka robi się coraz większa. W końcu znaki czerwone, które do tej pory towarzyszyły naszemu szlakowi, odchodzą w prawo, a my wkraczamy na najtrudniejszy odcinek dzisiejszej trasy – półtorej godziny na szczyt i 500 metrów przewyższenia do pokonania. Przygotujmy się duchowo na to, że czas podany na szlakowskazie może być trudny do zrealizowania, zwłaszcza jeśli nasza kondycja, na przykład po zimowej ospałości, pozostawia nieco do życzenia :-).

Połacie stoków pozbawione drzew przez wycinkę…
Widok przykry, tym bardziej że zawiniony przez człowieka.

Kwietniowa sceneria nie sprzyja temu, co widzimy. Bezlitośnie obnaża brzydotę ludzkich poczynań. Sterczące pieńki jako wspomnienie lasu, ambona tkwiąca na środku wzniesienia niczym wyrzut sumienia i głębokie koleiny po ciężkim sprzęcie — tyle pozostawia po sobie człowiek. Nawet ładne widoki na otaczające szczyty nie pomagają pozbyć się smutku tkwiącemu w zniszczonym krajobrazie. Na szczęście dla przyrody część starodrzewu na szczycie Romanki objęto rezerwatem, a że stok szybko robi się tu bardzo stromy, las uchował się też nieco poniżej granic ochronnych. Początkowo jest mocno zniszczony, ale im wyżej, tym pięknieje i dziczeje. A kiedy wchodzimy na teren rezerwatu Romanka, nagle znajdujemy się w innym świecie. Chroni się tu stary bór świerkowy i jak w większości rezerwatów ogranicza ingerencję człowieka do minimum. Stąd powalone drzewa zagradzające szlakową ścieżkę, umarłe kikuty sterczące w niebo, wykroty, rumowiska skalne, wrażenie pierwotności i nieporządku. Choćby dla tej naturalności, warto podjąć trud zdobycia Romanki od strony hali Słowianka.

Rezerwat powstał w 1963 roku, by zachować pierwotny fragment
dawnej puszczy karpackiej – bór świerkowy regla górnego.
W 2005 roku teren ochronny został powiększony i objął zasięgiem także
fragment lasów regla dolnego. Rosną tu 250-letnie świerki i 300-letnie jawory.
Tereny są ostoją wilka, niedźwiedzia, rysia i głuszca.

Rezerwat ma w sobie tyle pierwotnego uroku, że kiedy wreszcie stajemy na szczycie Romanki (1366 m n.p.m.), żałuję wręcz, że ten mozół dreptania pod górę jest już za nami. Masyw Romanki był kiedyś znacznie tłumniej odwiedzany, w 1914 roku niemiecka organizacja turystyczna Beskidenverein wybudowała tu nawet schron narciarski, niestety rozebrany patriotycznie przez Polaków po I wojnie światowej. Wtedy też z wierzchołka można było podziwiać Babią Górę i Pilsko. Widok musiał być wspaniały, bo choć polana szczytowa zarosła lasem, nieco poniżej, schodząc żółtym szlakiem, pomiędzy drzewami można czasem dostrzec zarys Królowej Beskidów i nawet w tej ubogiej wersji robi ona iście królewskie wrażenie.

Widok z Hali Łyśniowskiej na Babią (w oddali) i Pilsko (środkowy plan).

Przed nami przyjemny godzinny spacer do schroniska pod Rysianką. Malownicza ścieżka sprowadza łagodnie w dół na niewybitny szczyt Martoszki i powoli zarastającą Halę Łyśniowską. Roztacza się stąd ładna panorama Babiej, Pilska i grzbietu granicznego. To dobre miejsce na dłuższy odpoczynek oraz leniwą kontemplację otoczenia. Potem po krótkim, lajtowym podejściu i równie sympatycznym zejściu docieramy do przełęczy Pawlusia i kolejnej łądnej panoramy. Jeszcze odrobina nieco ostrzejszego podejścia i stajemy przed drewnianym schroniskiem na hali Rysianka (1290 m n.p.m.). Budynek wzniesiono w miejscu niezwykle widokowym. Przy dobrej pogodzie widać stąd nie tylko grzbiety Beskidów, ale też Tatry i Małą Fatrę. Zimą panują tu dobre warunki do uprawiania narciarstwa (jest wyciąg), a wczesną wiosną rozległa łąka pokrywa się krokusami (najbardziej znane miejsce z kobiercem tych kwiatów to oczywiście Polana Chochołowska, ale po co oglądać te cuda ściśniętym w tłumie jak sardynki w puszcze, skoro można lepiej, na Rysiance :-). Sam szczyt Rysianki (1322 m n.p.m.) znajduje się około 300 metrów od schroniska (trzeba się wdrapać nieco ponad 100 metrów wzwyż), ale ponieważ jest zalesiony, rzadko kto go odwiedza.

Krajobraz posępnieje, nadchodzą chmury. Na horyzoncie majaczą bielą Tatry.

W drogę powrotną wyruszamy zielonym szlakiem. Nie najlepszy to wybór. Szlak jest fragmentami stromy i kamienisty. Trzeba uważać, by się nie poślizgnąć, a tam gdzie ścieżka łagodnieje, robi się błotnisto i też mało przyjemnie. Zejście, gdy ma się w nogach trochę kilometrów i podejść, zawsze daje się we znaki, zwłaszcza jeśli wiedzie uciążliwym terenem. Wawek ma dość kamieni :-). O wiele lepiej powędrować z Rysianki żółtym szlakiem na Lipowską i Redykalny Wierch, a potem zejść na Halę Boraczą i czarnymi znakami do Żabnicy Skałki. Wydłuża to wycieczkę o godzinę, ale żadne większe podejścia nam nie grożą, a widoki rozciągające się z żółtego szlaku warte są trzech nadłożonych kilometrów. Tylko dlatego, że całkiem niedawno przemierzyliśmy tę trasę, tym razem postawiliśmy na zielony szlak. Jeśli macie jednak w zanadrzu trochę sił, wybierzcie powrót przez Boraczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz