8 października 2014

BARANIA GÓRA: do źródeł Wisły z Wisły

Wisła Czarne Fojtula — Cienków Gawlas Magurka Wiślańska Barania Góra Schronisko Przysłop Dolina Czarnej Wisełki Wisła Czarne Fojtula
(szlak spacerowy niebiesko-biały żółty zielony czerwony czarny bez szlaku)

czas przejścia: 8 godzin    suma podejść: 1100 m    dystans: 25 km    trudność: **
infrastruktura: gospoda na Cieńkowie, schronisko Przysłop

O wycieczce na Baranią Górę myśleliśmy od kilku miesięcy. Do ruszenia na szlak impuls dała szkoła — Wawek przerabiał na jednej z lekcji, skąd wypływa królowa polskich rzek, w domu uradziliśmy więc, że zobaczymy to na własnych nogach. Na trasę udało nam się wyruszyć dopiero pod koniec sierpnia. Królowa polskich rzek, o czym niewiele osób wie, ma trzy, a nie dwa, potoki źródłowe: Białą i Czarną Wisełkę oraz Malinkę. Biorą one początek na zachodnim stoku Baraniej Góry. Biała i Czarna Wisełka łączą wody w Jeziorze Czerniańskim, sztucznym zbiorniku wybudowanym w Czarnym, Malinka dochodzi do nich nieco poniżej. Wszystkie trzy potoki objęte są ochroną rezerwatową, ale ich dolinami prowadzą szlaki turystyczne (oprócz Malinki, która jest ucywilizowana i po prostu mało atrakcyjna). Obmyślając trasę, zdecydowaliśmy się na wędrówkę doliną Czarnej Wisełki. Chcieliśmy maszerować we względnej samotności, a to oznaczało darowanie sobie Kaskad Rodła na Białej Wisełce, gdzie turystów w ciepłe dni jest bez liku (ten szlak, a dokładniej przejście okrężnej ścieżki dydaktycznej Na Baranią Górę, postanowiliśmy zostawić sobie na listopadowy weekend, gdy góry stają się niemal bezludną wyspą).

Po co inny pejzaż niż ten 
który sam układa się pod palcami 
[Jerzy Harasymowicz Tego roku (1983)]

Wyruszyliśmy na trasę z Wisły Czarne, zwanej FOJTUŁA. Łatwo tam zastawić samochód, zrobić drobne zakupy, coś przekąsić — miejsce jest typowo turystyczne. Nasza trasa wiodła na grzbiet CIENKOWA i obawialiśmy się, że nie będzie łatwo odnaleźć drogę w plątaninie małych uliczek pnących się ostro do góry. Miasto zadbało jednak o wytyczenie specjalnego szlaku spacerowego (niebiesko-biały kwadrat) i już po pół godzinie przykurzony, dziurawy asfalt wyprowadził nas wprost w objęcia rancza Cienków i należącej do niego gospody. Nie skorzystaliśmy z zaproszenia do biesiady, przysiedliśmy jedynie dla złapania oddechu i podziwiania panoramy na ławach ustawionych pod pięknym dębem. A potem ruszyliśmy bitym, szerokim traktem za znakami żółtymi w stronę Gawlasu, zwanego też Gawlasi.

Krótki odpoczynek zanim znów ruszymy na szlak. Polany pokrywające rozległy grzbiet Cienkowa to pozostałość po wypasie owiec — niegdyś był to największy teren pasterski w okolicach Wisły. Owce czasem jeszcze się tu spotyka, ale po tradycyjnej gospodarce szałaśniczej nie ma już śladu. Grzbiet Cienkowa, co ciekawe z punktu widzenia źródeł Wisły, dla których tu przecież jesteśmy, stanowi wododział między zlewiskami Białej Wisełki a Malinki.

Żółty szlak jest niezwykle malowniczy. Grzbiet, którym się wędruje, ma prawie 7 kilometrów długości, a ponieważ w dużej części to tereny odkryte, widoki są przednie. Z której strony nie patrzeć — góry, góry, góry… Istna sielanka. Z oczami utkwionymi w dal minęliśmy Cienków Postrzedni (867 m n.p.m.) i Cienków Wyżni (957 m n.p.m.), za którym szlak zrobił się nieco bardziej stromy. Zbliżaliśmy się do końcowego podejścia na GAWLAS (1077 m n.p.m.). Nieco więcej wylanego potu tylko zwiększyło przyjemność płynącą z estetycznych przeżyć :-).

Sielska panorama z grzbietu Cienkowa.

Gawlas leży już w głównym grzbiecie Baraniej Góry. Żółty szlak zakończył tu swój bieg, a my niemal połogą, wygodną ścieżką oznaczoną zielonymi znakami powędrowaliśmy na MAGURKĘ WIŚLAŃSKĄ (1140 m n.p.m.). Po drodze — tam, gdzie znów zaczęło się ostrzejsze podejście — wkroczyliśmy do rezerwatu Barania Góra. To właśnie na jego terenie znajdują się źródła Białej i Czarnej Wisełki. Na Magurze dołączył do nas Główny Szlak Beskidzki (czerwony). Wciąż było bardzo widokowo. Baraniogórskie drzewa — w przeważającej większości świerki — kilka lat temu padły ofiarą masowego najazdu korników i uschły, a całości zniszczeń dopełniły wichury. Niewiele drzew się ostało. Przyroda, jak wiadomo, nie znosi pustki, las kiedyś więc odrośnie, na razie jednak jest co oglądać, i to ze wszystkich stron.

Leśnicy postanowili nie wycinać części umarłych świerków w celach naukowych i poglądowych. Las uschniętych kikutów robi wrażenie — jest przygnębiający, choć ma też w sobie jakiś smutny urok.

Ostatnie, ostrzejsze podejście na BARANIĄ GÓRĘ (1220 m n.p.m.) wiódł leśną, urokliwą ścieżką. Ale drugi co do wysokości szczyt Beskidu Śląskiego znów odsłonił przed nami niezrównane widoki. Ponad 20 lat temu, kiedy jeszcze szumiały tu drzewa, na rozległym, kopulastym szczycie ustawiono 15-metrowej wysokości wieżę. To nadal atrakcja. Na stalowej konstrukcji spędziliśmy kilkanaście minut, podziwiając 360-stopniową panoramę i odnajdując, hen na horyzoncie, zdobyte przez nas kiedyś góry i pasma — zadbano o tablice opisujące widoczne wierzchołki. Pod wieżą znajduje się 5-metrowej wysokości murowany obelisk pamiętający czasy austriackiej monarchii. To pozostałość po wieży triangulacyjnej. Takie obiekty stawiano na szczytach, by były punktami odniesienia dla pomiarów, które wykonywano podczas sporządzania map. Zazwyczaj można było na nie wchodzić. Wawka interesowało jednak coś innego: skąd wzięła się nazwa góry? Mieliśmy problem z odpowiedzią, bo tak naprawdę nic pewnego na ten temat nie wiadomo. Niektórzy badacze uważają, że wierzchołek wziął nazwę od dawnego właściciela — kogoś o nazwisku Baran. Inni odrzucają te najprostsze wytłumaczenie i wskazują na kształt góry — Barania ma dwa wierzchołki. Tyle że formą absolutnie nie przypominają one rogów, nawet wyrostków :-). XIX-wieczny podróżnik i literat Apoloniusz Tomkowicz wspomina natomiast w swojej relacji ze zdobycia góry, że według podań nazwa wzięła się stąd „iż na niej niegdyś las, a w nim 300 pasących się zgorzało baranów”.

O widoku z dawnej wieży pisał w 1888 roku Bogumił
Hoff*: „Stanąwszy na tej sztucznej wysokości,
w pierwszej chwili doznajesz rodzaju zawrotu głowy,
bo widok stąd jest olśniewający. Takiego obszaru
naszej kuli ziemskiej rzadko z której góry
objąć można okiem. Cóż za ogromny kawał ziemi,
cóż za rozmaitość w górach i równinach, w światłach,
cieniach i barwach”. Dziś przy dobrej pogodzie
widoki są równie niezapomniane.

Czas było ruszyć w dalszą drogę, zacząć zejście z gór. Ponieważ chcieliśmy zobaczyć źródła Czarnej Wisełki ruszyliśmy czerwonym i zielonym szlakiem w stronę SCHRONISKA PRZYSŁOP. Przechodzi się wówczas przez WYKAPY CZARNEJ WISEŁKI. Woda nie tryska tu z ziemi jak źródło, tylko wysącza się z gleby, tworząc kałuże i małe zbiorniczki. Teren miejscami jest podmokły i w newralgicznych punktach ścieżkę wyłożono drewnianymi balami. Kilkanaście minut później, po dość karkołomnej wędrówce kamienistą ścieżką w dół, wyszliśmy na polanę Przysłop. Dominuje na niej wielki betonowy kloc, czyli peerelowskie schronisko. Sprawia mało przyjazne wrażenie, ale stołówka proponuje całkiem smaczne dania. Drewniany budynek w sąsiedztwie mieści malutkie Muzeum Turystyki Górskiej (wstęp bezpłatny). Kiedyś na polanie stał drewniany pałacyk myśliwski wybudowany dla arcyksięcia Fryderyka Habsburga. Po I wojnie światowej to on pełnił funkcję schroniska turystycznego. Zjeżdżali do niego pasjonaci narciarstwa. W 1986 roku budynek został przeniesiony do centrum Wisły i obecnie stanowi jeden z punktów na Szlaku Architektury Drewnianej. Nieco poniżej betonowego kloca można natomiast zwiedzić gajówkę pamiętającą połowę XIX wieku (na belce stropowej wyryto datę 1863). Mieści się w niej Izba Leśna prezentująca baraniogórską faunę i florę, trofea łowieckie oraz dawne narzędzia leśne.

Pałacyk myśliwski reprezentował styl tyrolski. W 1925 otworzono w nim schronisko turystyczne, a z polany wytyczono szlaki na Baranią Górę. Powstała też skocznia narciarska Ślązaczka, która niestety nie przetrwałą do naszych czasów. Od 1928 odbywały się na niej konkursy skoków. Pałacyk, przeniesiony do Wisły, wciąż prezentuje się bardzo stylowo [zdjęcie pochodzi z portalu Fotopolska.eu].

Zejście DOLINĄ CZARNEJ WISEŁKI po tych wszystkich emocjach wydało nam się mało efektowne. Było też nieco męczące — wiodło asfaltem (ruch samochodowy zabroniony), co zawsze jest wadą w górach, potokowi jednak, toczącemu wody skalistym korytem, trudno odmówić uroku. Czarna Wisełka została częściowo uregulowana już w czasach Habsburgów, w XIX wieku biegł tędy bity trakt na polanę Przysłop do gajówki, a potem do pałacyku. Dziś u wylotu doliny działają bary i restauracje, to fajne miejsce na odpoczynek i małe co nieco. Tym bardziej że do samochodu w Wiśle Czarnym mieliśmy jeszcze 2 kilometry ruchliwą szosą. Ta szosa to najbrzydszy odcinek tej bardzo fajnej wycieczki.

Podobno nazwa doliny i potoku nawiązuje do pustkowia i bujnej roślinności. Kazimierz Sosnowski pisał na początku XX wieku: „Cisza i spokój panują w niej świąteczne, cień i półmrok jak w gotyckim tumie”. Dziś i jedno, i drugie mija się z prawdą, ale powietrze ma tu nadal nieco balsamiczną woń.

Wrażenia z całości? Trasa jest łatwa i urozmaicona. Jedyna trudność to liczba kilometrów do pokonania, trzeba przetruchtać ich około 25, ale kto lubi długie wędrówki, będzie zachwycony. Wycieczkę można skrócić, schodząc z Baraniej Góry szlakiem niebieskim do doliny Białej Wisełki (wówczas omija się schronisko). To dobra opcja, choć, niestety, końcówka również wiedzie asfaltem.

* Radomianin Bogumił Hoff był dla Wisły tym, kim Chałubiński dla Zakopanego. Osiedlił się tu, wybudował willę Warszawa, napisał pracę
Lud cieszyński, jego właściwości i siedziby (wyd. 1888), gdzie w rozdziale Początki Wisły i Wiślanie zamieścił pierwszy etnograficzny obraz regionu. Dzięki niemu Wisła stała się na tyle sławna, że zaczęli do niej zjeżdżać ludzie z całej Polski.

2 komentarze: